Trudno bez nich żyć, ale korzystający z nich kierowcy coraz częściej ze zgrozą chwytają się za portfele. Płatne autostrady w Polsce nie są ani tanie, ani - przez system bramek - superszybkie. Czy już zawsze będziemy skazani na korzystanie z nich?
Jeśli ktoś narzeka na to, że wciąż mamy zbyt mało dróg szybkiego ruchu, powinien przypomnieć sobie, jak wyglądała „sieć” autostrad jeszcze w latach 90. ubiegłego wieku. Cudzysłów przy słowie „sieć” jest nieprzypadkowy, bowiem drogi te w żaden sposób nie łączyły się ze sobą. Przypominały bardziej odcinki dróg eksperymentalnych, przy czym żaden z nich nie spełniał standardów dzisiejszych autostrad. Dwa pasy wypełnionych koleinami jezdni, żadnych barier chroniących przed wtargnięciem na jezdnię dzikich zwierząt - taki był wówczas standard.
Biurokratyczny system pracy urzędników z instytucji państwowych odpowiedzialnych za infrastrukturę drogową oraz brak środków na drogi nie poprawiały nastrojów kierowców. Wówczas zdecydowano o wpuszczeniu na strategicznie ważne dla rozwoju kraju drogi prywatnych koncesjonariuszy. Ci w ramach partnerstwa prywatno-publicznego mieli wybudować nowe drogi, inwestując własne środki, by w zamian móc czerpać przez określony czas zyski z ich eksploatacji. No i czerpią je, a kierowcy cierpią…
Jedną z najdroższych nie tylko w Polsce, ale i w całej Europie autostrad jest A2 (Autostrada Wolności). Jadąc na weekend z Warszawy do Berlina, tylko za 244-kilometrowy odcinek zarządzany przez Autostradę Wielkopolską zapłacić trzeba 87 zł. Do tej kwoty należy jeszcze doliczyć 18 zł za „państwowy” odcinek Nowy Tomyśl - Świecko oraz 9,90 zł za wcześniejszy - ze Strykowa do Łodzi. Opłaty dotyczą oczywiście samochodu osobowego. Ciężarówki płacą jeszcze więcej. Podwyżki na „prywatnym” odcinku A2 serwowane są kierowcom niemal każdego roku i tradycyjnie już tłumaczone „inflacją i rosnącymi kosztami związanymi z utrzymaniem autostrady”. Jednocześnie kierowcy zmuszeni są do wydłużenia czasu podróży przymusowym postojami na bramkach, wyjątkowo uciążliwymi zwłaszcza w okresie letnim. Wszyscy polscy kierowcy znają już wielokilometrowe kolejki do bramek na prowadzącej nad morze autostradzie A1. Co prawda od 1 grudnia 2021 pożegnamy bramki na A2 na odcinku Konin - Stryków oraz na odcinku A4 Wrocław - Sośnica, ale te na prywatnych odcinkach autostrad, póki co do likwidacji się nie szykują. Tradycyjne, likwidowane bramki zostaną zastąpione przez system elektronicznego poboru opłat e-Toll. By z niego korzystać, nie trzeba będzie dokupować żadnych urządzeń, wystarczy jedynie ściągnięcie na smartfona odpowiedniej aplikacji.
Jednak nie wszystkie odcinki płatnych autostrad w Polsce są tak skandalicznie drogie jak ten wielkopolski. O ile w przypadku zarządzanego przez Autostradę Wielkopolska odcinka A2 jesteśmy zmuszeni zapłacić blisko 36 groszy za każdy pokonany kilometr, o tyle za jazdę A1 zapłacimy już tylko 20 groszy. To wciąż niemało, ale jednak prawie o połowę taniej.
Jakkolwiek jednak kierowcy by się nie irytowali, płatne odcinki autostrad znacząco skracają czas podróży i podwyższają jej bezpieczeństwo. Powód jest prosty. Dla płatnych autostrad w Polsce na ogół nie istnieją żadne alternatywne drogi o porównywalnej przepustowości oraz standardzie.
Płatne autostrady w Polsce i koszty związane z przejazdem nimi dla samochodów osobowych (stan na 10 czerwca 2021 r.)
A1 na odcinku Pruszcz Gdański - Swarożyn - 4,90 zł
A1 na odcinku Swarożyn - Nowe Marzy - 12,70 zł
A1 na odcinku Nowe Marzy - Nowa Wieś - 12,30 zł
A2 na odcinku Poznań - Września - 23 zł
A2 na odcinku Września - Konin - 23 zł
A2 na odcinku Rzepin - Komorniki - 41 zł
A2 na odcinku Konin - Strykowo - 9,90 zł
A4 na odcinku Katowice - Kraków - 24 zł (16 zł przy poborze automatycznym)
A4 na odcinku Bielany Wrocławskie - Gliwice-Sośnica - 16,20 zł
Powyższe stawki każdorazowo regulowane są rozporządzeniem Ministra Infrastruktury. Sposób ich naliczania został sprecyzowany w poszczególnych umowach z koncesjonariuszami.
Pocieszający jest fakt, że jednak zdecydowana większość autostrad oraz dróg ekspresowych jest bezpłatna. W sumie do dyspozycji mamy już ponad 4,2 tysiąca km dróg ekspresowych i autostrad. W przeliczeniu na powierzchnię kraju to wciąż wynik, który nie stawia nas w unijnej czołówce, ale jest szansa, że dróg będzie przybywać. W ostatnim czasie spadały bowiem średnie koszty budowy dróg szybkiego ruchu oraz autostrad.